Dzień dobry!
Jak może wiecie byłam przez ostatnie 10 miesięcy w Chinach. Jest tam wiele ciekawych roślin w parkach i przy ulicach, a w sklepach owoców. Ostatnio rozpoczął się sezon na liczi (Litchi chinensis) i już nie mogłam się powstrzymać przed wysiewem:) Wiem, że tym tematem już się kiedyś zajmowałam, ale liczi uprawiane z nasionka w swoim rodzimym kraju również wydaje się ciekawe, i jak się okazuje nieco inne niż w Polsce! Zaraz Wam pokażę o co mi chodzi:)
Na początek - owoce
Pierwszą rzeczą, istotną w tej kwestii jest niesamowita różnica między owocami liczi w Chinach, a tych sprzedawanych u nas w Polsce. Wydawać by się mogło, że w sumie to te same owoce, co w tym takiego sensacyjnego. A jednak różnica jest spora, niemal tak jak z bananami w Polsce a tymi, które dojrzewają spokojnie w swoim kraju. Mam nadzieję, że rozumiecie o co mi chodzi:)
No dobrze, więc czym się różnią nasze liczi od tych chińskich?
- Przede wszystkim rozmiar - chińskie owoce są minimalnie większe, można by powiedzieć, że są rozmiarów śliwki, podczas gdy te polskie wielkości mirabelki:)
- Analogicznie jest z nasionami wewnątrz - są odpowiednio większe.
- Barwa - liczi w Chinach sprzedawane są na świeżo, niekiedy jeszcze z kawałkami gałązek, ozdobione liśćmi. Dzięki temu są jeszcze nie przejrzałe i kolor skórki jest taki jak na zdjęciu powyżej. Oczywiście u nas też się takie trafiają, ale rzadziej.
- Smak obu jest mniej więcej zbliżony. Chińskie są bardzo słodkie i soczyste. Ciężko je obrać, tak aby się nie ubrudzić przy okazji.
Owoce, które kupiłam w Polsce, i z których wysiałam moje pierwsze liczi możecie zobaczyć w tym poście: Liczi - owoce.
Siew chińskich liczi
Ze względu na ograniczone możliwości (nie tak łatwo zdobyć tutaj ziemię i doniczki:)) wysiałam tylko dwa nasiona. Jeśli siewem można to tak nazwać, bo po prostu wsadziłam je do jakiejś starej (i jedynej właściwie) doniczki. Nasiona wypuściły korzonek szybko, już po paru dniach było widać, że coś tam się dzieje. Po dwóch tygodniach roślinki wypuszczały już łodyżki, a po trzech miały już pięknie rozwinięte pierwsze liście.
To niemal dwa razy szybszy wzrost niż u liczi, które siałam w Polsce (okej, mogło też na to wpłynąć to, że był luty). Tamte nasiona, po dwóch tygodniach wypuściły dopiero korzonki. A ilość liści zgadzała się, gdy u nas przybyło słońca w kwietniu. Widzicie już o co mi chodzi?:)
Wracając z Chin na parapecie zastałam roczne liczi, które było rozmiarów tych, które wysiałam zaledwie miesiąc przed powrotem w Chinach. I teraz pytanie, czy jest to kwestia klimatu, który różni się diametralnie, czy też chodzi nasiono i owoc, które są większe, dzięki czemu mają więcej składników, by ruszyć z kopyta. A może jedno i drugie?
W każdym razie, taka ciekawostka botaniczna:)
Wracając z Chin na parapecie zastałam roczne liczi, które było rozmiarów tych, które wysiałam zaledwie miesiąc przed powrotem w Chinach. I teraz pytanie, czy jest to kwestia klimatu, który różni się diametralnie, czy też chodzi nasiono i owoc, które są większe, dzięki czemu mają więcej składników, by ruszyć z kopyta. A może jedno i drugie?
W każdym razie, taka ciekawostka botaniczna:)
Co o tym sądzicie? A może próbował ktoś jeszcze innych liczi? Podzielcie się się tym w komentarzach! :)
Pestka ze swieżego liczi kuełkuje faktycznie bardzo szybko. Mi wykiełkowały w 2 tygodnie. Roślina rośnie bardzo wolno, gubi liście, liście brązowueją niewiadomo czemu, myślę że wrażliwa na spadki temperatury i oparza się na bezpośrednim słońcu- w mojej obserwacji właśnie liczi, karambola i flaszowce lubią jednak światło rozproszone. W mojej ocenie trudna w uprawie w Polsce
OdpowiedzUsuńOj tak, liczi i karambola są szczególnie wrażliwe praktycznie na wszystko i rzeczywiście bez szklarnianych warunków ich życie jest dość krótkie :< Flaszowce o dziwo dają radę, bo one tak marnie rosną również w swoim klimacie :)
Usuń