Nie ukrywam, że siew nasion drzewa mydlanego jest dla mnie dużym wyzwaniem.
Pierwsze nasiono spisałam na straty, choć pewnie dałoby radę je odratować - nie uszkodziłam w żaden sposób okrywy nasiona. To był błąd, i nauczona dzięki tej pierwszej próbie, przy następnym wykonałam już porządną robotę, zdzierając czarną osłonę dopóki nie ujrzałam, że w zrobionym przeze mnie zadrapaniu pojawia się brązowawy kolor.
Zrobiłam to już jakiś czas temu i co trochę zaglądam do doniczki (niestety w tym przypadku moja cierpliwość nie istnieje:) ) i tak jak w instrukcji, faktycznie pojawia się taka biała, jakby puszysta osłonka. Ciężko to opisać, ale wygląda to tak, jakby nasiono było otulone drobną warstwą waty. Niestety nie byłam w stanie uchwycić tego na zdjęciu, niemniej jest to raczej dobry znak, oznaczający, że nasiono najprawdopodobniej wykiełkuje. Oprócz tego zauważyłam coś, co wygląda na łodyżkę, jednak po prędkości wzrostu mam poważne wątpliwości. Być może drzewko mydlane naprawdę bardzo wolno startuje i stąd ten postój.
Niemniej cokolwiek by to było, staram się uważać. Sądząc po grubości okrywy i jej niesamowitej twardości, spokojnie można przestać się dziwić, że samej roślince może trochę zająć kiełkowanie:)
Oprócz tego udało mi się natrafić na kolejne dwa nasionka, które postanowiłam zadrapać jeszcze bardziej niż poprzednie, dla pewności, że do środka dostanie się woda.
Do porównania nasionko drzewa mydlanego i orzecha laskowego |
Ledwo widać efekt 15 minut majstrowania ostrym narzędziem przy nasionku:) |
Po uszkodzeniu okrywy postanowiłam nie wsadzać ich od razu do ziemi, jak robiłam z dwoma poprzednimi nasionami, ale spróbować całkiem nieźle się sprawdzającej metody mokrego ręcznika i foli położonej w cieplejszym miejscu. Co z tego wyjdzie to się dopiero okaże, ale niestety ta roślina wymaga naprawdę dużej ilości cierpliwości i wytrwałości:)
Tags:
Drzewo mydlane