Witam!
Dziś kontynuacja tematu z liczi chińskiego (Litchi chinensis). Wcześniej pokazywałam tylko owoce, na które coraz łatwiej trafić w naszych sklepach. W tym roku postanowiłam spróbować z siewem tej rośliny, choć, jak już wspominałam wiele się o niej złych rzeczy słyszy:)
Przede wszystkim, jeśli myślicie o siewie liczi, zróbcie to jak najszybciej, najlepiej żeby nasiono nie miało nawet czasu żeby przeschnąć. Z całkiem sporej ilości nasion z owoców pochłoniętych w różnej kolejności wykiełkowały tylko te, które były zjedzone w tym samym dniu lub jeden-dwa wcześniej. Internety podają, że nasiona zachowują żywotność do dwóch tygodni, wtedy należy je pobudzić dobową kąpielą w ciepłej wodzie.
Nie lubię zimą babrać się w podłożu, nie mam za bardzo możliwości i ochoty, dlatego stosuję metodę jak z uprawą rzeżuchy, jednak nieco przekształconą. Tak więc nasiona trafiły do plastikowego, przezroczystego pudełeczka z pokrywą (dla zachowania wilgotności) wypełnionego materiałem gazopodobnym - są to ściereczki do kuchni z rolki (nie rozwalają się pod wpływem wody jak zwykły papier). Całość dopełniamy wodą i stawiamy w ciepłym miejscu. Teraz pozostaje tylko czekać, aż nasiona zaczną wypuszczać korzonek.
Nasiona, które jeszcze zachowały swoją żywotność wypuściły korzonek błyskawicznie - następnego dnia miałam już trzy nasionka o przebitych skórkach. Reszta zaczynała po jakimś czasie zamiast kiełkować pleśnieć przy oczku, więc usunęłam je, żeby nie utrudniały życia pozostałym. Po wypuszczeniu korzonka rośliny zwolniły nieco wzrost, jednak gdy zaczęły się pojawiać zalążki łodyżek nadszedł czas na zabawę z ziemią. Liczi otrzymały doniczki po poległych zimą karambolach.
Nasiona umieściłam w ziemi delikatnie i płytko, nie chciałam, żeby znikły pod ziemią na zawsze:) Wszystkie trzy sztuki dostały mini-szklarnię w postaci uciętej butelki - polecam tę metodę, bo zdecydowanie widać różnicę we wzroście. Polecam także ciepłe, najlepiej południowe okno, zwłaszcza, jeśli mamy rośliny pod mini-szklarnią.
Jak wysiewałam moje liczi?
Nie lubię zimą babrać się w podłożu, nie mam za bardzo możliwości i ochoty, dlatego stosuję metodę jak z uprawą rzeżuchy, jednak nieco przekształconą. Tak więc nasiona trafiły do plastikowego, przezroczystego pudełeczka z pokrywą (dla zachowania wilgotności) wypełnionego materiałem gazopodobnym - są to ściereczki do kuchni z rolki (nie rozwalają się pod wpływem wody jak zwykły papier). Całość dopełniamy wodą i stawiamy w ciepłym miejscu. Teraz pozostaje tylko czekać, aż nasiona zaczną wypuszczać korzonek.
Nasiona, które jeszcze zachowały swoją żywotność wypuściły korzonek błyskawicznie - następnego dnia miałam już trzy nasionka o przebitych skórkach. Reszta zaczynała po jakimś czasie zamiast kiełkować pleśnieć przy oczku, więc usunęłam je, żeby nie utrudniały życia pozostałym. Po wypuszczeniu korzonka rośliny zwolniły nieco wzrost, jednak gdy zaczęły się pojawiać zalążki łodyżek nadszedł czas na zabawę z ziemią. Liczi otrzymały doniczki po poległych zimą karambolach.
Nasiona umieściłam w ziemi delikatnie i płytko, nie chciałam, żeby znikły pod ziemią na zawsze:) Wszystkie trzy sztuki dostały mini-szklarnię w postaci uciętej butelki - polecam tę metodę, bo zdecydowanie widać różnicę we wzroście. Polecam także ciepłe, najlepiej południowe okno, zwłaszcza, jeśli mamy rośliny pod mini-szklarnią.
A Wy jakie macie triki na liczi z nasion? :)
Tags:
Liczi
Ja swoje nasiona liczi owinąłem w ligninę bez jednodniowego moczenia, całość zwilżyłem lekko i włożyłem do pudełka śniadaniowego. Ligninę zmieniałem konsekwentnie co kilka dni, a nasiona, które pleśniały usuwałem. Na 8 wykiełkowało 5, z czego 3 zdecydowałem się posadzić, w plastikowych kubeczkach z włóknem kokosowym, które w mojej opinii jest dużo lepsze od ziemi uniwersalnej czy torfu jeśli chodzi o kiełkowanie nasion, bo jest sterylne i dobrze trzyma wilgoć. Jedno z nasion wypuściło pęd już w ligninie i wystrzeliło dość szybko jako pierwsze, a kilka dni później pozostałe dwa. Niestety jedno liczi mi padło z przyczyn nieokreślonych, tak jakby się zasuszyło... Zraszam moje liczi codziennie rano, prezentują się pięknie, na razie mają po 4 listki, ale zieleniutkie i podniesione, a nie oklapłe. Mam nadzieję, że spodoba im się u mnie i zostaną na dłużej. :)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że zostaną jak najdłużej! Myślę, że sterylność przy liczi jest jak najbardziej wskazana, muszę spróbować Twojej metody:)
UsuńChociaż póki co liczi mnie nie zachwyciły i jakoś ich uprawa nie daje mi takiej satysfakcji jak chociażby mango:)
Nigdy nie próbowałem hodować mango, może kiedyś... ;) Moim faworytem jest awokado, w zeszłym roku oba moje piękne awokado zjadły przędziorki, dzisiaj wysiałem jedną pestkę, mam nadzieję, że przetrwa i będzie pięknie zdobić parapet. :)
OdpowiedzUsuńTak, awokado jest super:) właśnie wysiałam ze trzy, mam nadzieję, że za dwa miesiące już je tutaj pokaże:) A mango polecam, jakoś przyjemniej się współpracowało z nim niż z liczi:)
UsuńLiczi faktycznie bardzo szybko kiełkuje pod warunkiem że po zjedzenou owocu od razu namoczy się pestki. Ja zrobiłam tak samo jak Pani- plas0tikowy pojemnik, ręcznik kuchenny nasączony wodą i na grzejnik w pralni. Ostatnio ze wszystkimi pestkami tak robię- podpowiem awokado pęka i kiełkuje w ciągu kilku dni w takich warunkach
OdpowiedzUsuń